Mija rok od pierwszego potwierdzonego przypadku Covid-19 w Polsce. Pan Mieczysław, polski pacjent „0” mówił dziś w jednym z wywiadów, że bardzo chciałby aby wszystko wróciło do normy. Choćby tej z 2019. Oj, też bardzo byśmy chcieli. I zapewne nie tylko my.

W kwietniu zeszłego roku zasadziliśmy w doniczce cebulki tulipanów – mieliśmy nadzieję, że kiedy przekwitną, będzie już po wszystkim. Przekwitły dawno temu, w sklepach pojawiają się nowe, a powrotu do normalności ciągle nie widać. Co więcej, coraz bardziej zasadne wydaje się być  pytanie o to czy normalność jaką znamy wróci kiedykolwiek. Prawda jest również taka, że wielu, i z każdym dniem wielu kolejnych, którzy ostatnio straciło nie tylko możliwość podróżowania i jedzenia w restauracjach, może do tej normalności nie wrócić już nigdy.

Odczuwamy rozczarowanie, przygnębienie, czasem lęk, denerwują nas kolejne wiadomości – to nie tak miało być! Na naszych oczach wiele naszych planów rozsypuje  się na kawałeczki. Co jeśli nasza normalność nie wróci nigdy?

„Nawet tak nie myśl” – można i tak, ale prawda jest taka, że może być jeszcze bardzo różnie i warto zastanowić się – co, jeśli…?

Jak funkcjonować ?

Bo przecież jeżeli trudności z podróżowaniem, zamknięte restauracje czy  nakaz zasłaniania twarzy odbierają nam wolność i poczucie sensu życia to znaczy, że coś z nimi było bardzo nie tak już na długo przed 2020 rokiem. Oczywiście trudno jest przyjmować ograniczenia, trudno nie zastanawiać się na tym co jest a co nie jest sensowne i skuteczne, ale my nie o tym.

Raczej o tym jak przewartościować swoje życie w sposób, którego nie da się zniszczyć za pomocą pandemii czy czegokolwiek innego. Jak i na czym zbudować swoje życie aby fundament ten rzeczywiście przetrwał sztormy, burze i pandemie?

Dla nas samych to relacja. Więzi, które mamy z najbliższymi, o które dbamy, które podtrzymujemy ; zarówno te osobiste, rodzinne, jak i nieco dalsze, budowane w dzisiejszych czasach chociażby za pomocą przesyłanych zdjęć i niekomfortowych rozmów na Skypie, WhatsAppie, ZOOmie czy czymkolwiek innym. Wprawdzie kontakt ciągle jest ograniczony, ale przecież nie niemożliwy!

Wczoraj, korzystając z wolnego dnia (u nas one bardzo rzadko przypadają na weekend:) wybraliśmy się na wycieczkę. Nie trzeba przecież podróżować daleko – wszędzie wokół jest mnóstwo miejsc do odkrycia. Słońce, własne towarzystwo – mamy naprawdę wiele. Może to i trochę na siłę, ale warto uczyć się doceniać własne towarzystwo. Nawet jeśli trochę jesteśmy do tego zmuszeni okolicznościami , przecież mamy jednak wybór czy będziemy dla siebie nawzajem pomocą czy dodatkową udręką. Dużo, naprawdę dużo zależy od nas samych.

Nasz fundament też jednak na czymś stoi. Stawianie nawet najsolidniejszego na piachu to znaczna strata czasu, finansów, energii i ogólnie zła inwestycja. Szczególnie w takim dziwnym czasie można to docenić. O ile świat wokół nas bardzo się zmienił, o tyle nasz Bóg wcale. I to jest dobra wiadomość i powód dla którego dzisiaj nadal patrzymy w przyszłość z nadzieją, która jest prawdziwą, żywą nadzieją a nie jedynie pobożnym życzeniem. Jeśli nie wszytko będzie dobrze, i tak przetrwamy, bo nie jesteśmy przecież sami.