Siedzę sobie i zastanawiam się od dłuższej chwili o czym pisać. Mam kilka świetnych pomysłów, kilka całkiem dobrych i kilka takich, które „mogą być”. No i się zastanawiam. Zrobiłam sobie kawę. Wypiłam. Zrobiłam herbatę. Wypiłam. Pogadałam przez telefon. Przeczytałam ciekawy artykuł. Myślę o kolejnej herbacie. Zastanawiam się nad tematem. O czym pisać? Co wybrać? Zaczęłam trzy. Jeden skasowałam. Był bez sensu. No może nie tak całkiem bez sensu, może się kiedyś przyda. Przywróciłam z kosza do pliku „pomysły”. Zaczęłam czwarty. Zrobię jednak tę herbatę. Ok. Czas wybrać jeden z tematów i zabrać się za pisanie. Dylemat „który temat wybrać” będzie dziś stosownym przykładem. Ostatnio był wielbłąd, dziś będzie osiołek. A oto i on:

Osiołkowi w żłoby dano,
w jeden owies, w drugi siano.
Uchem strzyże, głową kręci
i to pachnie, i to nęci.
Od którego teraz zacznie,
aby sobie podjeść smacznie?
Trudny wybór, trudna zgoda
chwyci siano, owsa szkoda,
chwyci owies, żal mu siana…
I tak stoi aż do rana,
a od rana do wieczora.
Aż nareszcie przyszła pora, 
że oślina, pośród jadła
z głodu padła…


I wszystko jasne. Aleksander Fredro (autor powyższego wierszyka), jak się okazuje, wyprzedził zwyczajem pisarzy i poetów swoją epokę i opisał dobrze nam znany problem z wyborem. Jego osiołek miał co prawda do wspomnianego wyboru tylko dwie opcje (a ja w ciągu ostatnich 3 minut znalazłam w internecie 23 rodzaje płatków owsianych, które mogę sobie kupić), a i tak lekko nie było. To podobno jeden z wcale nie małych problemów naszej codzienności. Co wybrać? Od wielu lat naukowcy usiłują stworzyć spójną teorię opisującą to jak wybieramy i podejmujemy decyzje. Mają ich kilka, jeśli nie kilkadziesiąt. Gorzej ze spójnością. Ale zawsze można sobie jakąś miłą, przekonującą teorię…wybrać. 
Tymczasem wybierać musimy. Nie mamy…wyboru. A raczej mamy, ale każdy brak wyboru jest nim w swej istocie. Niestety. Gdziekolwiek się poruszamy, musimy podejmować decyzje, i gdziekolwiek spojrzymy, możliwość wyboru mami nas kolejnymi perspektywami. Jedna lepsza od drugiej. Trzysta płatków na śniadanie, dwa miliony płynów do kąpieli, sześć tysięcy modeli samochodu, dwieście szkół dla naszego dziecka, dwieście dla drugiego (bo ma inne uzdolnienia), trzydzieści bankowych kont i dwa tysiące ofert na wymarzone wakacje. A ty bądź mądry człowieku. Bo za każdą twoją decyzją czeka cię życie w KONSEKWENCJACH. ŁAAAAAA!!!!!!
Straszne. Jak więc podejmować decyzje?, co wybierać?, czym się kierować? i… jak nie ogłupieć???
Niestety nie potrafię odpowiedzieć na wszystkie te pytania. Wiem jednak z całą pewnością na jaką mnie stać, że są dwie rzeczy (być może więcej, ale te dwie mnie ostatnio atakują), które skutecznie utrudniają nam w tym temacie życie. 
Po pierwsze: niewiadomo skąd wzięte przekonanie, że świat, a w nim moje decyzje, jest zero-jedynkowy. Rzeczywistość jest jednolita i pewna, a moje wybory ograniczają się do dobrze / źle i tylko taki mam wybór. Dobre/złe, ładne/brzydkie, zdrowe/niezdrowe, wygrywam/przegrywam, mądry/głupi. Koniec.
A przecież to nie do końca tak wygląda. Wybór jest znacznie, znacznie szerszy. Z jednej strony może właśnie dlatego bywa bardziej skomplikowany, ale wybieramy czasem rzeczy ładne lub inne ładne, zdrowe mogą nam smakować lub nie i można kierować się tym właśnie kryterium. Wcale nie jest tak, że musimy „wstrzelić się” w jedyną, stuprocentowo najlepszą możliwość. Nie ma co się nakręcać. Jeśli mój wybór jest wystarczająco dobry – jest właśnie taki. Nie muszę wcale znać się na wszystkim i wiedzieć wszystkiego, żeby podjąć nawet skomplikowaną decyzję. Sprawdzam najważniejsze kryteria – jeśli mi pasuję, biorę. Tutaj jedna przydatna uwaga. Kilka już lat temu przyjaciel nauczył nas pewnej zasady. Kiedy już wybierzesz, podejmiesz decyzję, kupisz, zaangażujesz się – następuje czas radości. Przestań szukać dalej, porównywać ceny i charakterystyki. Decyzja podjęta – czas radości. Korzystaj. Wymaga to trochę dyscypliny, ale znacznie ułatwia życie. Nie ma co żyć w przekonaniu, że może gdyby…. szkoda czasu i energii. Chyba, że but zdecydowanie jest niewygodnym, złym butem. Wtedy przyznaj się do porażki i kup nowe obuwie :). Nie jest to przyjemne, ale bywa. Po prostu. 
Pewnie, że warto kierować się w swoich decyzjach wartościami, które się wyznaje. Jasne, że tak. Jeśli jest inaczej, decydujemy wbrew sobie i swoim przekonaniom, kłopoty gotowe. Ale jeśli na dany czas i wiedzę, którą dysponowałam podjęłam jakąś decyzję i wtedy wydawała mi się słuszna – tak pewnie było. Jeśli poświęcę mój czas, energię i moje myśli na to czy decyzja, czy nawet ciąg decyzji był właściwy bo teraz widzę tego konsekwencje czeka mnie zgorzknienie, rozczarowanie i złość. Jasne, że czasem coś nam nie wychodzi. Nie jesteśmy doskonali. Musimy wybierać. Wybierajmy najlepiej jak potrafimy, pamiętając, że niestety, a może na całe szczęście, idealna decyzja nie istnieje w nieidealnym świecie. 
Po drugie: przekonanie o konieczności racjonalnego wytłumaczenia się z każdej decyzji. Oczywiście są decyzje, które absolutnie należy dobrze przemyśleć i przeanalizować, ale nie każda do takich należy. Cóż jest złego w przyznaniu, że po prostu to podobało mi się bardziej niż tamto. I już. Jadę na wakacje nad morze bo jakoś tak mam ochotę akurat na morze. Czasem to naprawdę wystarczy. I wtedy nawet jeśli gdzie indziej były tańsze wczasy, czy miały bardziej rozbudowany program i kilka wycieczek, każdy ma prawo czasem mieć ochotę na co innego. 

Mnogość wyboru, jaki dzisiaj mamy, niestety nie ułatwia nam życia. Podobno łatwiej jest wybrać wśród nawet znacznie ograniczonych możliwości niż kiedy pojawiają się ich tysiące. Ale w takim świecie żyjemy. Schowanie głowy w piasek i niepodejmowanie żadnego wyboru nie załatwia sprawy. Podobnie jak tak długie rozmyślanie nad konsekwencjami alternatywy, że „oślina, pośród jadła….”

Udanych wyborów!