plaża nad morzem, pochmurny dzień, w miejscu jeszcze na piasku ale już tuż przy wodzie drobna samotna postać stoi skierowana w stronę morza, na piasku widać ślady, które zostawiła

Wokół nas, ostatnimi czasy, jakoś dużo złych informacji. Rośnie wśród naszych bliższych i dalszych znajomych poczucie frustracji i lęku, złości, rozczarowania i goryczy. Podobne nastroje można niestety zaobserwować również w sklepie czy tramwaju, w kolejce do lekarza czy nawet po prostu idąc na spacer. I tak już jakoś jesteśmy skonstruowani, że szybko to poczucie udziela się nam samym.

I niezwykle łatwo pomyśleć w tym wszystkim, że ja sam czy sama nie mam przecież żadnego wpływu. Nie mogę zmienić prawa, nie mogę zostawić wszystkiego czym zajmuję się w moim własnym tak bardzo malutkim ostatnio świecie i ruszyć na krucjatę w imię tego, co jest dla mnie ważne. Chyba, że jednak mogę. Jeśli tak – do dzieła! Faktem jest, że niektórzy z nas mają możliwości (a czasem też serca) większe niż inni. W żadnym wypadku nie namawiamy do odpuszczenia sobie i zajęcia się wyłącznie swoimi sprawami. Ale bardzo wielu z nas, z bardzo różnych względów, nie podejmie takiej heroicznej decyzji. I będzie czuło się małymi, niepotrzebnymi, miotanymi przez fale wzburzane przez wielkich tego świata.

A to przecież wcale nie jest prawda o nas. Mamy wpływ i to ogromny. Może niezbyt spektakularny, nieprzekładający się na tysiące kliknięć w mediach społecznościowych, niezbyt głośny. Ale ważny. Może nawet najważniejszy. I to, co możemy zrobić, paradoksalnie wcale niekoniecznie jest łatwiejsze niż wielkie zrywy.

Chodzi mi o codzienność. Taką zwykłą.

Niektórzy uważają, że tylko wielka moc może powstrzymać zło, ale ja tak nie uważam. To małe codzienne czyny zwykłych ludzi powstrzymują ciemność. Drobne akty dobroci i miłości.

J.R.R. Tolkien

tylko jak to zrobić?

Myślę, że jakkolwiek nie jest to łatwe rozwiązanie, jest bardzo słuszne. Właśnie bardzo mało popularne, mało widoczne i takie… mało ważne. A przynajmniej na takie wygląda. No bo nie da się zrobić z tego relacji, nawet story na mediach społecznościowych nie będzie bardzo wciągające – poszliśmy do pracy, zrobiliśmy zakupy, pomogliśmy komuś przejść przez ulicę, powiedzieliśmy coś miłego, oddaliśmy pieniądze za pomyłkowo niedoliczone zakupy, posprzątaliśmy nie tylko po sobie, zauważyliśmy, zrobiliśmy zakupy komuś w potrzebie… mnóstwo tego. I to małe, naprawdę małe rzeczy – czasem jedynie uśmiech, zwykła życzliwość.

Niektórzy twierdzą, że koniec jest bliski – może tak, a może nie. Ostatni jaki pamiętam miał być dwa lata temu – we wrześniu. Nie odbył się i póki co świat trwa nadal. I może się okazać, że jeszcze potrwa – od nas zależy jaki będzie (tutaj link do tego, co o nim pisaliśmy wtedy).

I dlatego tak sobie myślę, że to właśnie zwykła codzienność ma moc zmiany rzeczywistości wokół nas. Mnóstwo ludzi mądrzejszych od nas w rożnych czasach tak właśnie uważało, i zawsze mieli rację. Rewolucjoniści oczywiście bywają potrzebni światu, ale bez tych zwykłych ludzi, którzy dbają o codzienne dobre czyny, ci pierwsi nie mieliby przecież dokąd wracać.

A kto wie? Może jakiś mały Hobbit już niesie Pierścień do Góry Przeznaczenia?