Lato powoli dobiega końca. Kwitnie nawłoć i każdy kolejny spacer przypomina, że lato powoli się kończy. Ostatnimi laty kilka razy udawało się nam dopiero w tym mniej więcej okresie przygotowywać się do wakacyjnego wyjazdu. Lato trwało dla nas dłużej. Nie tym razem. Czeka nas wprawdzie jeszcze kilka fajnych chwil i bardzo o to dbamy, ale wakacyjne wyjazdy są już w tym roku za nami. Wyjątkowo udane i jesteśmy za nie bardzo wdzięczni. Piękne miejsca, cudowne spotkania, nowi ludzie. Z niektórymi być może nasz los zwiąże się na długo, innych spotkaliśmy tylko na chwilę. Ale i taka chwila bywa znacząca.

Podsumowując kolejne podróże, porządkując zdjęcia i robiąc notatki z kolejnych odwiedzonych miejsc niemal zawsze wspominamy pewną rozmowę, która odbyła się kilka lat temu w niezwykłej, romantycznej scenerii skąpanej deszczem Wenecji.

Zakupiliśmy wtedy całodniowy bilet i wybraliśmy się na całodzienne zwiedzanie miasta. Absolutnie pięknie. Wenecja zachwyciła nas już kilka lat wcześniej, ale w tamtym roku roku pokazała nam nowe miejsca, inną pogodę i zachęciła aby jeszcze tu wrócić. I mamy nadzieję, że to się uda, choć póki co się nie wydarzyło. Ale dziś nie o Wenecji (może innym razem), tylko o rozmowie, w której dane nam było uczestniczyć.

W weneckim vaporetto, przy otoczonej barierką burcie, spotkaliśmy starsze małżeństwo i mamę z synkiem. Droga trochę trwała, więc dowiedzieliśmy się kilku rzeczy o naszych współpasażerach. Oni o nas zresztą też. Wszyscy byliśmy turystami. Starsze małżeństwo wróciło do Wenecji pięćdziesiąt lat po swojej podróży poślubnej. Wtedy też byli właśnie tutaj. Żartowali, że zmienili się w tym czasie bardziej niż Wenecja  i zastanawiali się czy miasto ich poznaje. Podróż w której ich spotkaliśmy była prezentem od dzieci i wnuków na tę pięćdziesiątą rocznicę. Byli w wielu miejscach na świecie, pracowali często się przeprowadzając, ale teraz chcieli być właśnie tu. Opowiadali jaki piękny prezent zrobiły im dzieci, pani się wzruszyła, a pan powiedział, że ona tak robi od samego początku wyjazdu.
Chłopiec, który był z mamą, może dziesięcioletni, opowiadał o swoim domu, o koledze z którym spędza zwykle czas, o szkole, i o psie.
Rozmowa zeszła na turystyczne tematy – co widzieliśmy we Włoszech, co polecamy sobie nawzajem do zwiedzenia, co i gdzie warto zjeść, gdzie trzeba koniecznie pojechać, a co można sobie odpuścić.
Chłopca rozmowa zaczęła trochę nudzić. Na chwilę zajęła go przepływająca obok gondola aż w pewnym momencie zapytał starszą Panią stając przed nią i dość zuchwale patrząc prosto w jej oczy:


A gdzie się pani najbardziej podobało? Ale tak całkiem. Jakie miejsce jest najpiękniejsze na świecie?


Starsza pani uśmiechnęła się i spojrzała na męża, który cały czas trzymał ją za rękę. Powiedziała, że jest wiele pięknych miejsc na świecie i wiele bardzo się jej podobało, ale najlepsze były te, w których była ze swoim mężem. I właśnie te miejsca najlepiej wspomina, bo kiedy gdzieś była sama, to też było bardzo pięknie, ale najpiękniejsze są jednak te miejsca, gdzie jest miłość.

Tam, gdzie jest to, co kochamy – tam jest najpiękniej, powiedziała. Mąż przytulił ją delikatnie, kilka osób stojących blisko potwierdzało. Zdobiło się jak na filmie. Staruszkowie aż się zawstydzili a wodny wenecki tramwaj płynął sobie w kierunku kolejnego przystanku.


Tak, rzeczywiście, najpiękniej jest tam, gdzie ktoś nas kocha. Fajnie jest czasem być samemu, zobaczyć coś, przeżyć, wejść na jakiś szczyt czy do katedry, ale jednak kiedy jesteśmy z kimś kogo kochamy, piękno jakoś się dopełnia. Sami byliśmy w wielu miejscach w Polsce i w kilku za granicą. I potwierdzamy – najpiękniej jest w tych miejscach, gdzie udało się nam być razem.

PS.
A Tobie gdzie się najbardziej na świecie podobało? zapytała chłopca po chwili starsza pani.
Tutaj! – odpowiedział z entuzjazmem – bo ja proszę Pani, kocham pizzę! A tutaj jest najlepsza! I już jadłem trzy razy!

🙂