Wraca żona do domu z pracy. Mąż wrócił wcześniej i to on dzisiaj przygotowuje obiad.
Żona wchodzi i odbywa się dialog:
– Dzień dobry, wróciłam!
– Dzień dobry, kochanie – odpowiada mąż.
– Co na obiad? – pyta głodna żona.
– Jesteś głodna i zmęczona po pracy, rozumiem – odpowiada mąż.
– Tak, jeść mi się chce okropnie – mówi żona.
– Rozumiem, że potrzebujesz odpoczynku i jedzenia, oraz masz nadzieję na przyjemną resztę dnia – odpowiada cierpliwie mąż, tonem pełnym zrozumienia i wsparcia.
– Hej, co na obiad pytam i czy w ogóle będzie? – pyta coraz bardziej głodna i nieco wytrącona z równowagi żona.
Ale mąż skończył niedawno kurs rozmawiania z żoną, jest także absolwentem wielu innych kursów i doskonale wie, że żona nie przepracowała problemów z dzieciństwa, i ma skoki hormonalne związane z cyklem, a on jest przecież Absolwentem Kursów, więc rozumie i z chęcią będzie odpowiadał na jej potrzeby.
Przytula żonę ze zrozumieniem, patrzy jej głęboko w oczy i mówi:
– doskonale rozumiem Twoje rozdrażnienie i chętnie pomogę ci się z nim uporać.
Żona wychodzi z domu trzaskając drzwiami, a mąż zjada lekko przypalony obiad i nic nie rozumie.
Kurtyna.

Historia nie jest na szczęście prawdziwa, ale niestety inspirowana doświadczeniem. Dość często pojawiają się tu i ówdzie dość podobne (przynajmniej na początku) dialogi , które dostają mnóstwo „lajków”, serduszek i komentarzy „XXYZ – to dla ciebie”. Oprócz tego, że też chcielibyśmy dostawać lajki i dużo komentarzy, post ten powstał także dlatego, że wrażliwość na potrzeby innych, zrozumienie i dobra rozmowa, to jednak coś trochę innego. Kursy komunikacji i im podobne są oczywiście potrzebne, wrażliwość na potrzeby innych – jak najbardziej. Ale „komunikacja idealna” nie istnieje. Największą chyba sztuką jest korzystać z wiedzy ale też wiedzieć kiedy odpuścić. Dobra komunikacja, to niekoniecznie wytrenowane w sali najlepsze nawet techniki, czy bardzo dobrze skonstruowane zdania. Pomiędzy zrozumieniem, a powiedzeniem „rozumiem cię” może istnieć ogromna przepaść. I kiedy z zapałem neofitów ćwiczymy tylko co poznaną Wiedzę, bywamy (i czasem słusznie) osądzani o sztuczność a nawet manipulację i…kompletny brak zrozumienia. Nawet zakładając najszczersze i najlepsze chęci, kiedy zakładamy „odświętny garnitur komunikacji” (bardzo spodobało mi się to sformułowanie; używa go Friedmann Schultz von Thun w książce „Sztuka rozmawiania”) tracimy autentyczność, a z nią szanse na dobrą komunikację. Podobnie jak w życiu, nie zawsze jest czas i miejsce na odświętny garnitur :).
I najlepiej wychodzi jeśli wiedzę przemyślimy, pożyjemy z nią trochę, pomyślimy, pozwolimy by nas zmieniła i będziemy autentyczni.

Tak sobie myślę, że prawdziwe rozumienie drugiego człowieka zaczyna się od przyznania, że jest inny niż ja i dania mu do tego prawa. Jest inny. Myśli trochę inaczej, jego wyobrażenia ukształtowały inne niż moje historie, przeżył co innego, i nawet kiedy przeżywamy teraz coś razem – przezywa to z innego perspektywy. I to „inaczej” w żadnym wypadku nie oznacza „gorzej”. Chociaż nie zawsze rozumiem…

PS. Kiedyś pisaliśmy o rozmawianiu. Poniżej linki do kolejnych postów:
Jak gadać, żeby się dogadać 1
Jak gadać…2
Jak gadać…3
Jak gadać…4