Ależ piękny dzień! Początek wędrówki o wschodzie słońca (słońce wstaje tu naprawdę późno), fantastyczne widoki, droga wzdłuż pełnej ryb rzeki Umia, super kawa i ciasteczka. Spokojny dzień wypełniony rozmową. Taki zwykły, dobry dzień wędrówki. Po południu dotarliśmy na pole namiotowe. Rozbiliśmy namiot, popływaliśmy i próbowaliśmy się wygrzać w słonku, ale wcale nie grzało specjalnie mocno, a do tego wiał chłodny wiatr, więc nie do końca się udało. Ale i tak było fajnie 🙂
Zwiedziliśmy miasteczko i po wizycie w miejscowej albergue wyleczyliśmy się chyba ostatecznie z tego pomysłu. No jakoś nie dla nas. Nawet jeśli mamy do końca życia nie zrozumieć czym jest prawdziwe Camino – damy radę. Trudno. Nie wszystko jest dla wszystkich.
W Vilanova trafiliśmy na wielką imprezę – zawody kajakarskie dzieci i młodzieży. Ogrom kibicujacych rodzin mało nie zarwał drewnianego mostka. Ale była impreza!
Miasteczko okazało się wybitnie urocze, zwłaszcza podczas zachodu słońca i największego odpływu jaki widzieliśmy w życiu. Kończymy piękny dzień i idziemy spać. Jutro czeka nas nowy dzień.

Znaleźliśmy osiołka! I nawet niósł mój plecak!