Pisałam jakiś czas temu o powrocie do starego hobby i o tym, że w tym roku moim postanowieniem jest, że będzie mi się chciało (tutaj). Powoli zbliża się połowa lutego, więc czas na pierwsze noworoczno-postanowieniowe refleksje. Nadal mi się chce, ale mój entuzjazm jest – jakby to powiedzieć/ napisać… hmmm… nieco mniejszy. 
Okazuje się, i to nie pierwszy raz, że czasem jednak jest pod górkę. I nawet w sprawach związanych z hobby. A co dopiero w życiu!!!
I dlatego dziś będzie o moich refleksjach nad drutami i robótką na nich z życiem w tle. Otóż dziergam sobie bardziej lub mniej radośnie bluzeczkę na lato. Fajnie, ale…
Jedna chwila nieuwagi. Jedna chwila. Krótka. Dość szybko na szczęście się zorientowałam i teraz jest moment na decyzję. Pruć i naprawiać czy zostawić jak jest. Każdy kto robi na drutach wie jak dramatyczny jest to moment. Ci, którzy nie robią mogą mieć problem z wyobrażeniem sobie opisanej katastrofy. Okazało się, że minęłam miejsce zmiany wzoru i z jednej strony jest inaczej niż z drugiej. Porażka! Ukochany uznał, że i tak nic nie widać. Byłam w takim stanie, że to raczej nie pomogło. Wcale nie pomogło! Dlaczego?
Bo: 
a) może tylko tak mówi, bo nie chce żeby mi było przykro a nie wie czy ja to umiem naprawić,
b) nie widzi, bo się na tym nie zna i nie wie jak powinno być, 
c) nie interesuje go to wcale i tylko tak powiedział, żebym mu dała spokój, 
d) wcale Mu nie zależy w ogóle na niczym 
e) łaaaa… pochłania mnie otchłań rozpaczy…
  • Tak. To był jeden z tych momentów, w których jak mężczyzna coś mówi, to zawsze jest źle; gorzej jest tylko jak nic nie mówi. Ech… Ciężkie jest życie kobiety… Ale facetom też nie zazdroszczę 😛

Nie, no to bez sensu. Ja widzę. I mi będzie to przeszkadzało. Fakt 1 – pomyłka we wzorze to nie jest sprawa życia i śmierci i fakt 2 – nie jest to błąd, który widać z kilometra. Ale ja go widzę i mi przeszkadza. Do roboty. 
Prucie, naprawa i wzorek jak marzenie. Okazało się całkiem proste. Aż do momentu, w którym zorientowałam się, że akurat w tym miejscu miałam zaczynać podkrój na rękaw… I znowu prucie. 
Tak to jest jak człowiek coś robi. Zasadniczo nie udaje się uniknąć błędów. Trzeba by nic nie robić. Przez ostatnie lata ani jeden raz nie wkurzyłam się tak nad robótką!!! (aha, tak; no nie było żadnej robótki…) 
Morał z tej bajki jest taki, że wprawdzie jak się coś robi, to można się pomylić i zrobić źle, ale wtedy trzeba to naprawić, a nie wpadać w otchłań rozpaczy i rezygnować ze swoich noworocznych postanowień.