Kalendarz nie kłamie. Jakby nie liczyć od 10 października 1987 roku minęło dziś równo 30 lat. A tym samym, te same 30 lat minęło od Naszej Pierwszej Randki!!! Ogrom czasu, nie?
A było to tak:
Od jakiegoś już czasu znaliśmy się „na cześć”, mieliśmy trochę wspólnych znajomych, spotykaliśmy się przypadkiem w tramwaju, pociągu czy gdzieś na ulicy, bo mieszkaliśmy, dość blisko siebie. Byliśmy już oboje mądrymi i dorosłymi osobami (w wieku lat 17 i 19), ale jednak z niezbyt sprecyzowanymi planami na przyszłość. Oboje w stanie wolnym. Poważna sprawa. 
Niektóre szczegóły tej historii utonęły w otchłani niepamięci, ale to akurat nie przeszkadzało jej wtedy w niczym. Właśnie się rodziła!
Właśnie nie do końca jasne jest jak do tego doszło – pewien Przystojniak mnie zaprosił, ale nikt nie pamięta kiedy i w jakich okolicznościach, w każdym razie pojechaliśmy z grupą przyjaciół do Warszawy (tak, stolica odegrała w historii niebagatelną rolę!). Być może nie bez znaczenia dla tej historii pozostaje fakt, że Przystojniak kilka dosłownie dni wcześniej zmienił status z „jakiś koleś” na „Przystojniak” :P. Coś się już kroiło, ale nikt jeszcze nie wiedział co. Pojechaliśmy jako paczka kumpli a wróciliśmy wcześniejszym pociągiem jako para. Może jeszcze nie do końca określona, zdeklarowana i w ogóle, bo oboje chyba trochę obawialiśmy się wielkich słów, ale na tyle „para”, że poszliśmy jeszcze razem do kina  (leciała Misja, więc było jeszcze o czym gadać długo po filmie; a historię ojca Gabriela i Rodrigo Mendozy pamiętamy chyba do dziś) i… umówiliśmy się na kolejne spotkanie. W międzyczasie jeszcze była ławka przy pomniku Chopina, zbieranie całego prawie plecaka kasztanów, huśtawka, kolorowe liście, bułka i śmietana z pobliskiego spożywczaka  na śniadanie, a to wszystko dlatego, że jedyny pociąg, który mógł wtedy zawieść nas do Warszawy zrobił to, ale o trzeciej nad ranem. Impreza zaczynała się koło 9.00, więc poszliśmy na poranny spacer. Reszta ekipy została na dworcu, bo im się nie chciało iść. Jak dobrze, że nam się chciało!
Do dzisiaj widok strącanych przez wiatr, spadających i odbijających się jak piłeczki kasztanów kojarzy mi się nieodmiennie z tamtym dniem. 
Nie ma najmniejszych szans na to, by opisać co wydarzyło się przez te 30 lat. Nie zmieściłoby się w całym internecie :), ale… umówiliśmy się jeszcze kilka razy, potem jeszcze kilka, i znów, potem w końcu nauczyliśmy się rozmawiać i nie bać słów; ani wielkich, ani małych, podjęliśmy decyzję i zostaliśmy małżeństwem, urodziły się nasze dzieci (jedno nawet dokładnie 10 października), dorosły, wyprowadziły się, jedno nawet się ożeniło… 
Siedzimy sobie dzisiaj jeszcze chwilę, bo przecież MUSIMY iść zaraz do kina :), i dziękujemy Bogu za tamtą jesień, tamtą huśtawkę, tamte kasztany, za październik. Było ich jeszcze bardzo wiele w naszym życiu, ale to właśnie wtedy rozpoczęła się Nasza Historia.