Taka piękna para, jakie wspaniałe małżeństwo! Nigdy, o nic się nie kłócą! Zawsze zgodni! Rozumieją się najlepiej na całym świecie! Mają wspólne cele i dążą do nich wspólną drogą! Och jak pięknie i wspaniale!

Para, o której piszę mieszka w uroczym domku nad cichym potokiem. W bardzo dobrej odległości od miasta – nie mają ani za blisko, ani za daleko do sklepów, kina, teatru, szkół ale też pięknego lasu i pobliskiego spokojnego jeziora. Mają dwójkę ślicznych, grzecznych i zawsze czystych dzieci, które z chęcią pomagają rodzicom, dobrze się uczą i zawsze utrzymują porządek w pokoju. Oczywiście nikt w tej rodzinie nie nadużywa tabletów, telefonów komórkowych ani w ogóle zresztą niczego. Zawsze zwracają się do siebie uprzejmie, reagują na swoje potrzeby, których w lot się domyślają. Mają też kotka i pieska, które również żyją w zgodzie. Nawet trawa w ich ogródku jest zawsze ładnie zielona, kwiatki pięknie kwitną, i nie żółknie w nim nawet jeden listek, a farba na bramie i ogrodzeniu zawsze lśni.
Wszystko jest absolutnie idealne. Jest tylko jeden feler tej słodkiej rodzinki – są kompletnie wymyśleni w tej własnie chwili i, niestety, istnieją tylko w tej „literackiej” formie.
Prawdziwe życie tak nie wygląda, co więcej jeśli ktoś dałby nam (a przynajmniej mi) prawdziwy wybór – czy chcę moje życie, czy takie „z obrazka”, wybralibyśmy nasze. Prawdziwe. A przynajmniej ja bym wybrała.
Z jakiegoś, nieznanego mi bliżej powodu mamy jednak w głowach dość mało mądre przekonanie, że tak powinno wyglądać idealne życie. Pal licho domek z ogródkiem, mam co najmniej kilkoro znajomych, którzy zdecydowanie wolą miejskie mieszkanie w fajnym domu. Cichy potok tez można odpuścić. Ale dla wielu z nas wiadomo, że małżeństwo, rodzina w której nie ma konfliktów jest zasadniczo lepsza niż ta z konfliktami. Jasne jak słońce.
Tylko czy to słońce nie oślepia nas na tyle, że nie widzimy oczywistej prawdy? Absolutny brak konfliktów jest możliwy zasadniczo w dwóch sytuacjach:
a) kiedy nigdy, przenigdy nie mamy różnego zdania na ten sam temat – to bardziej niebieski, czy jednak bardziej zielony? był spalony, czy nie? więcej soli czy mniej? idziemy czy nie idziemy? – Zawsze, absolutnie zawsze jesteśmy tego samego zdania. Mamy wzajemnie się uzupełniające potrzeby i identyczne marzenia. Nie ma konfliktów. Nigdy. Cud, miód i orzeszki. Siedzą sobie dwie ameby i nigdy nie mają swojego zdania.
b) kompletnie, ale to kompletnie nie zależy nam na zdaniu, opinii czy potrzebie drugiej osoby. Dlatego nigdy nie wchodzą ze sobą w konflikt osoby, które nigdy się nie widziały i w ogóle się nie znają. I pary, w których nikomu na nikim nie zależy – chcesz iść w lewo? Ależ proszę! Uważasz, że to zielony? OK!, Chcesz jechać na wakacje w lipcu? Ależ jest mi zupełnie obojętne kiedy jedziesz na wakacje.
Jeśli żyje razem dwoje ludzi, którzy myślą, i którym na sobie nawzajem zależy, to konflikty są czymś zupełnie oczywistym w ich związku. Jak mogłoby być inaczej? No rzeczywiście, trzeba tu pominąć etap zakochania, podczas którego gwałtowne przypływy hormonów kompletnie odbierają nam rozum:). Swoją drogą dlatego Święty Walenty jest patronem ludzi szalonych, chorych psychicznie, obłąkanych i właśnie zakochanych. To wcale nie żart. Jeszcze całkiem niedawno tak właśnie klasyfikowano stan zakochania, Ale wracając do tematu – jeśli oboje myślimy, mamy swoją historię, swoją osobowość, swój charakter, przyzwyczajenia, marzenia i jest tego mnóstwo, a jest, i na dodatek naprawdę zależy nam na sobie nawzajem, będziemy się spinać. Będziemy czasem o coś ze sobą walczyć. I nie jest prawdą, że jeśli by kochał, to zrezygnowałby ze swojego zdania. Jeśli ty kochasz, to automatycznie rezygnujesz? Nawet wtedy, kiedy jesteś przekonana, że to ty masz akurat tym razem 100% rację? (albo na odwrót 🙂
No właśnie.
Kluczem udanego związku nie jest więc wcale brak konfliktów. Jak taki związek mógłby się w ogóle rozwijać?
Walczymy i będziemy walczyć. Ale walczmy razem i zawsze fair. Nie róbmy sobie niepotrzebnej krzywdy, stawiajmy na swoim tylko, jeśli to naprawdę jest konieczne i nie ma innego wyjścia. I pamiętajmy, że w prawdziwym związku nie można wygrać kosztem przeciwnika. Bo współmałżonek przeciwnikiem nigdy nie jest. Gramy w tej samej drużynie, „do jednej bramki”, a stawka toczy się o to czy pozostaniemy drużyną.
Wtedy zwycięstwa cieszą podwójne.