Bardzo się dzisiaj uśmiałam. Jeszcze przed południem przeczytałam na Facebook’u (no i wszyscy już wiedzą od czego zaczęłam dzień 🙂 ) zdanie księdza Twardowskiego. Błogosławieństwo w zasadzie:
„Błogosławieni, którzy potrafią śmiać się z własnej głupoty,
albowiem będą mieć ubaw do końca życia.”
Amen.

No i się uśmiałam. Bo jest coś na rzeczy, prawda? Może to i nie jest aż tak bardzo dobra wiadomość, ale jeśli będę umiała śmiać się z siebie, ze swojej głupoty (no bo czasami bywam głupia; serio), ze swoich pomyłek czy nadęcia, śmiech, a jak wiadomo śmiech to zdrowie, mam rzeczywiście zapewniony do ostatnich dni. I zaraz pomyślałam sobie o tym, że takie podejście bardzo pomaga w życiu, a już najbardziej w małżeństwie. Raczej trudno o relację, w której bardziej czy częściej widać naszą głupotę i nadęcie… Z jakiegoś powodu to właśnie mąż i żona najlepiej wiedzą jak to z nami naprawdę jest. Może dlatego, że są najbliżej, codziennie i w różnorodnych sytuacjach. W każdym razie u nas tak to działa – nikt inny nie widział tylu moich wpadek, co Szacowny Małżonek – a uwierzcie, proszę MNIE nie wszystkie wydawały się tak zabawne jak Jemu – i nikt inny nie ma tak mało złudzeń na mój temat jak On; zwłaszcza po prawie 25 latach małżeństwa. Ale do rzeczy:
Zaraz potem przypomniałam sobie historię, którą kiedyś słyszałam, a potem czytałam:

Premierzy dwóch państw siedzą w gabinecie, omawiając sprawy międzynarodowe. Nagle wpada jakiś człowiek; z gniewu jest bliski apopleksji, krzyczy, tupie i bije pięścią w biurko. Premier gospodarz upomina go: „Peter, uprzejmie przypominam ci zasadę numer 6” – po czym Peter natychmiast powraca do zupełnego spokoju, przeprasza i wycofuje się. Politycy powracają do rozmowy, ale po dwudziestu minutach znów im ktoś przerywa: tym razem jest to histeryzująca kobieta, która dziko gestykuluje z rozwianymi włosami. Znów padają słowa: „Marie, proszę pamiętać o zasadzie numer 6” – i raz jeszcze powraca zupełny spokój, a kobieta wycofuje się, kłaniając się i przepraszając. Kiedy podobna scena powtórzyła się po raz trzeci, zagraniczny premier zwraca się do swego gospodarza: „Drogi przyjacielu, wiele w życiu widziałem, ale nic równie godnego uwagi. Czy zechciałbyś zdradzić mi sekret zasady numer 6?”. 
„To bardzo proste – pada odpowiedź. -Zasada numer 6 mówi: Nie bierz siebie tak cholernie poważnie”. „Ach tak -mówi gość – to wspaniała zasada”. Po chwili namysłu dopytuje się jednak: „A jakie, jeśli wolno mi spytać, są pozostałe?”. 
„Nie ma żadnych innych „. *
Kurtyna 🙂
Zasada numer 6 powinna być, moim zdaniem, jedną z podstawowych zasad obowiązujących ludzi na świecie, a do tego Pan Bóg powinien zrobić z niej jedenaste przykazanie (kiedyś planuję Go zapytać dlaczego tego nie zrobił).
Poczucie humoru, dystans do siebie, trochę luzu, no właśnie traktowanie siebie odrobinę mniej poważnie na prawdę często jest najlepszym lekarstwem na małżeńskie nieporozumienia. Zresztą nie tylko na małżeńskie; w sumie jakiekolwiek, ale w małżeństwie z jakiegoś powodu wyraźniej to widać. No ale o tym już pisałam. No więc tak sobie myślę czy nie chodzi zbyt często w naszych kłótniach, byciu obrażonym, dotkniętym, zranionym, niezrozumianym, niedocenianym  itd, itd,  (wszędzie można zamiast „ym” wstawić „ą”) o to właśnie, że jak taki ktoś jak ona (czy on) śmiał Mojemu Najwyższemu, Doskonałemu i Śmiertelnie Poważnemu Majestatowi tak a tak powiedzieć! Albo tak czy tak zrobić! Albo w ogóle o tym pomyśleć! Trzeba go (czy ją) natychmiast surowo ukarać!
No nie wiem. Może jestem jakimś wyjątkiem. Ale nawet dzisiaj miałam takie właśnie myśli.
A było to tak: Wczoraj rano rozmawialiśmy o planowaniu dzisiejszego dnia. Dzień musiał być dość dobrze zaplanowany, bo dużo spraw w nim się miało pomieścić. I Szacowny Małżonek wczoraj miał też zrobić zakupy. No wyobraźcie sobie (Osoby o słabych nerwach może lepiej niech przestaną czytać. Tak dla własnego bezpieczeństwa), że zrobił NIE DOKŁADNIE TAKIE, JAKIE JA CHCIAŁAM!!!!!!!
NA DODATEK NIE PYTAJĄC MNIE KUPIŁ COŚTAM, A JA CHCIAŁAM TO KUPIĆ DOPIERO DZISIAJ I W INNYM SKLEPIE!!!!
Jak śmiał? Nie słuchał MNIE wczoraj dokładnie! W ogóle wszystko zrobił źle! Każdy chyba to rozumie.
Jak mógł MI to zrobić?
Proszę o spokój; zapewniam, że dowiedział się jaki straszny błąd popełnił i oboje mamy nadzieję, że już nigdy, przenigdy takiego błędu nie popełni.
Szczególnie wnikliwym napiszę, że cośtam okazało się dokładnie identyczne z tym, które zamierzałam kupić ja…

No więc kończąc, życzę wszystkim: „nie bierzmy siebie tak cholernie poważnie” 🙂

PS. Nie chodzi w tym o to, żeby mówić innym, żeby nie traktowali siebie zbyt poważnie, tylko o to, żebyśmy sami tego nie robili. Bo to my jesteśmy tacy strasznie po-ważni. I sami siebie tak traktujemy. Z innymi idzie nam zwykle nieco lepiej. Znaczy aż tak poważnie ich nie traktujemy.

PS.1 Przepraszam wszystkich, których słowo „cholernie” może drażnić. Nie znalazłam innego.
PS.3. * Zasada numer 6 pochodzi z książki: R. Stone Zander, B. Zander, Sztuka możliwości
– jak przekształcić życie zawodowe i osobiste, MT Biznes, Warszawa, bd. str. 49