Prowadziłam w zeszłym tygodniu zajęcia dla młodzieży. Rozmawialiśmy o agresji, złości i naszych reakcjach na różne, niekoniecznie podobające się nam, zdarzenia lub zachowania, czy wypowiedzi jakichś osób. Jedną z rzeczy, o których mówiłam, było powstawanie pewnego rodzaju przyzwyczajeń w zależności od tego, jak postępujemy najczęściej. W przypadku reagowania złością czy agresją (jak i w wielu innych przypadkach) jest tak, że im częściej reagujemy w jakiś określony sposób, tym łatwiej taka właśnie reakcja nam przychodzi w kolejnej sytuacji. Co więcej, do zareagowania w określony sposób potrzebny jest coraz słabszy bodziec. Wskutek tego mechanizmu możemy być coraz bardziej agresywni. Rozmawialiśmy trochę w tym kontekście o „agresywnych” grach komputerowych. Po zajęciach jedna z osób, które brały w nich udział powiedziała, że wiele jej to wyjaśniło, bo ogólnie czuje się ciągle podładowana i bardzo impulsywna. „Jeśli to, co pani mówi, jest prawdą, to by chyba wiele wyjaśniało – jak pani myśli?”.  Na moją odpowiedź, że nie wiem jak to jest w tym konkretnym przypadku, bo nie znam sytuacji tej osoby ani nie wiem w jakie gry gra, ani ile czasu przy tym spędza, usłyszałam: „no nie aż tak dużo… jakieś 6, może 7 godzin dziennie”. No cóż… Młody człowiek, powiedzmy w wieku trzynastu, może piętnastu lat, spędza przy grach 6 lub 7 godzin każdego dnia i twierdzi, że to wcale nie jest dużo… Po chwili rozmowy okazuje się, że to wcale nie jest rekord (koledzy i koleżanki grają nawet więcej), i że pierwszą grę „od 18 lat” osoba ta dostała na 8 (sic! ósme) urodziny od taty. Tak. Od taty.
Tak naprawdę sednem problemu, jaki ten młody człowiek widział była nie tyle agresja, co rozkojarzenie i coraz gorsze wyniki w nauce, a w związku z tym coraz większe problemy. A co jest najlepsze na problemy? „Rozerwać się zabijając jakiś pluton i poderżnąć kilka gardeł” (to cytat).
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Z jednej strony do tej pory jestem trochę w szoku. Chyba nie wiem na jakim świecie żyję. Niby słyszałam już  hasła rodziców w stylu „przecież ja potrzebuję trochę spokoju”, „jak gra to przynajmniej nie marudzi”, „musi sobie dać radę w życiu, to niech się uczy, bo ciapa taka jest”. Ale zawsze robi to na mnie wrażenie. A z drugiej strony ten młody człowiek coś zauważył. Przebił się spod swoich gier i zastanowił się nad tym, co się z nim dzieje. I dlaczego. I to jest dobra wiadomość. To prawda, że uczymy się reakcji, przyzwyczajamy się i przestaje nam się chcieć. Ale jest też prawdą, że możemy się obudzić i zacząć budować nowe przyzwyczajenia.
Każdy może.