Dobre słowa są jak plaster miodu – słodyczą dla duszy i lekarstwem dla ciała” – Salomon widział to już dawno. Do dziś wiemy, że był mądry i większość z nas zgodzi się, że miał rację również w tej sprawie. Prawda jest taka, że dla każdego z nas dobre słowa są po prostu ważne. Co dopiero dla tych, dla których są podstawowym językiem miłości! Tacy ludzie prawdziwie spijają dobre słowa z ust swoich bliskich. Je też szczególnie łatwo zranić słowem złym.

Budowanie związku to sprawa codzienności; coś jak mycie zębów. Niby nic się nie stanie jak raz o tym zapomnisz, ale … w każdym razie dentyści radzą by jednak nie zapominać. Nawet jak mamy naprawdę sporo na głowie, a może zwłaszcza wtedy. Zostawimy to „na później” raz, drugi i trzeci i… kłopoty gotowe. A przecież powiedzenie czegoś miłego naprawdę nie kosztuje wiele. Fakt, nie zawsze jest to prawda. Czasem jesteśmy źli, zmęczeni, nie w humorze i mamy całe mnóstwo powodów które wręcz uniemożliwiają nam bycie miłym, powiedzenie czegoś dobrego. I wtedy dobre słowo kosztuje. Ale jak już pisaliśmy w cyklu #języki miłości w całym tym okazywaniu miłości Drugiemu nie chodzi o to żeby było łatwo, tylko o to, żeby bliska nam osoba naprawdę dobrze się z nami czuła. Bo przecież na tym właśnie nam zależy – aby nasi bliscy wiedzieli, że są nam… bliscy.

Wracając do Salomona i waluty SŁOWA DOCENIANIA; AKCEPTACJA

Absolutnie nie chodzi w tym o puste gadanie. Miłe słówka, które nie niosą za sobą odpowiadających im czynów to nigdy nie jest dobry pomysł. Dobre słowa są dla osób z tego „obszaru językowego” raczej jak sól, a ta nadaje smak wszystkim potrawom. Bez tego wszystko smakuje nie tak jak powinno, ale jednak na pomysł jedzenia samej soli jakoś nikt nie wpada.. Takie osoby potrzebują słyszeć, ze są kochane, że dobrze coś zrobiły, że im się udało, że im się ufa. I to nie jest tak, że bez tego w ogóle nie wiedzą, że tak jest. Niby wiedzą, ale gdy nie słyszą jest im trudno i z czasem coraz trudniej w to wierzyć.

Dla takich osób zwykle ważne jest też to, aby mówić ładnie. To, co innym może wydawać się płytkim i przesłodzonym, czasem na granicy kiczowatości albo i poza nią, dla takiej osoby będzie prawdziwym i docenionym komplementem. Oczywiście jeśli słowa są przesadzone, czy w oczywisty sposób nieprawdziwe – jedyny efekt to wyrządzenie przykrości. A nie o to chodzi.

W „Dumie i Uprzedzeniu”, podczas jednej z rozmów, w książce oczywiście nazywanych konwersacjami, William Collins, który wytrwale szuka żony, przyznaje się do wyszukiwania w książkach i zapamiętywania co bardziej wyszukanych komplementów, które potem wygłasza konkretnym osobom w konkretnych sytuacjach. Elizabeth jest oburzona do żywego – od razu widzimy, że jej językiem emocjonalnym zdecydowanie nie są słowa doceniania, sam Collins absolutnie nie rozumie co może być w tym złego. Być może jest to jakaś podpowiedź dla osób próbujących zrozumieć tę walutę emocjonalną. Podsumowując – wszystko z umiarem.

Pomoc dla osób spoza prezentowanego obszaru językowego:

  • mów miłe rzeczy. Dbaj o to, aby używać dobrych budujących słów, mów również o tym, co wydaje ci się oczywiste
  • Zauważaj zmiany i mów o nich (jeśli zmiany ci się nie podobają, np. nowa fryzura jest nietwarzowa, mów o tym delikatnie i z miłością)
  • pamiętaj, że nie chodzi o to żebyś był/była bezkrytyczny/bezkrytyczna. Jak przesadzisz, albo powiesz nieprawdę, stracisz wiarygodność. Z drugiej strony to temat wymagający delikatności zwłaszcza kiedy jesteśmy w związku z osobą, która na przykład ma kompleksy na temat swojego wyglądu. To najprostszy przykład, ale pokazuje, że czasem dużym tematem jest cierpliwość. Nie zniechęcaj się jeśli słyszysz, że „tylko tak mówisz”, albo „wcale nie”. Pisałam o cierpliwości?
  • dla osób, których językiem jest akceptacja powtarzanie tego samego komplementu może być jak dostawanie ciągle takiego samego prezentu. Niby fajne, ale jakaś odmiana tez by się przydała 🙂
  • pamiętaj w ogóle o pewnej atmosferze tego w jaki sposób do siebie i o sobie mówimy. Często z powodu stresu, braku czasu, nerwów, niezbyt dobrych nawyków i wielu innych powodów odpuszczamy sobie i po jakimś czasie sposób w jaki się do siebie odzywamy pozostawia wiele do życzenia. Nie jest to łatwe, ale można się tego nauczyć. Jeśli dla nikogo z Was słowa akceptacji nie są walutą emocjonalną, to i tak jest to dobra rada:)
  • jeśli jesteś osobą, dla której szklanka jest raczej pusta niż pełna, i w zasadzie jak jest dobrze, to nie ma twoim zdaniem o czym mówić; odzywasz się kiedy coś jest nie tak aby to jakoś naprawić, czeka cię sporo pracy. Ale jest to praca, która przynosi bardzo dobre efekty. Warto.
  • doceń słowo pisane. Napisz list, albo nawet krótką notatkę. Nadaje się do tego również internet. SMSy, wiadomości czy rozmowa online nie są (przynajmniej same w sobie) ani takie straszne ani takie złe jak czasem się może wydawać. Warto wykorzystywać je do dobrych rzeczy. Bywają pomocne, jeśli jesteśmy wychowani w „Milczącej Rodzinie” i dopiero uczymy się mówić o swoich myślach i emocjach. Czasem łatwiej jest napisać, a zwykle też się liczy.

I jeszcze krótki poradnik dla osób, dla których ten język jest kompletnie obcy, bo przecież nie liczą się słowa tylko czyny:

  • słowa to też czyny; przynajmniej z punktu widzenia osoby, dla której są językiem emocjonalnym
  • zacznij na spokojnie i od małych rzeczy. Nie musisz zostać poetą.
  • mów w stosownych sytuacjach: dzień dobry, dziękuję, cześć, fajne, dzięki, przepraszam, sorry, pa. Dla ciebie pewnie nie, ale dla Drugiego to bywa bardzo, bardzo istotne. Tak. To bywa nienaturalne, ale naturalne jest mocno przereklamowane. Pomyśl tylko o tym jak naturalny jest rozkład, bałagan i choroba…
  • zapisz to sobie w liście „to do” jeśli taką masz, albo zanotuj w ramach pracy nad nawykami zaraz obok regularnego picia wystarczającej ilości wody. Dobre nawyki da się kształtować. I warto.

Powodzenia!