Tutejsze śniadania nadal nas zachwycają. Chyba w ogóle na takich poprzestaniemy. Dzisiaj miało być krócej. I było, ale zrobiło się ciepło, a nawet gorąco. Zdrowo ponad 30° i górski szlak dały się nam nieco we znaki. Zdecydowaliśmy się na zejście z plaż i zeszliśmy na szlak Costal. I to był dobry wybór. Wreszcie bez wiatru, eukaliptusowe lasy, stare wioski, wzgórza a nawet średniowieczny mostek, były naprawdę urocze. Upał w lasach niemal bez cienia sprawiał, że poczuliśmy to, na co czekaliśmy – prawdziwe, piekące, portugalskie lato. Las, w którym kora eukaliptusowych drzew raz po raz pękała z trzaskiem od upału, to było sporo nawet jak na nas. Ale nadal uwielbiamy upały, żeby nie było 🙂

Nie da się policzyć ile dziś wypiliśmy wody i soku. Ale da się uznać dzisiejsze zimne mango i soczyste pomarańcze za najlepsze owoce na świecie.
Dotarliśmy w końcu na pole namiotowe, popływaliśmy w basenie i idziemy na kolację.