W najbliższych dniach czeka nas sporo pakowania. Musimy spakować się naraz na Festiwal (Was też zapraszamy na Slot Art Festival, gdzie możecie się z nami spotkać :), na którym mamy wykłady i śpimy w namiocie, i na obóz dziecięco-młodzieżowy „Nieustraszeni”, na który jedziemy prosto z Festiwalu, i który odbywa się w lesie nad morzem. Musimy więc zabrać potrzebne tu i tu rzeczy, oraz te które będą przydatne tylko w jednym z miejsc i stosowną torbę na nie. Potem czekają nas dwa standardowe pakowania – na obóz młodzieżowy i wczasy dla rodzin. I tu i tu mamy wykłady i spotkania, ale bierzemy też udział po prostu w programie. A na koniec bomba. Pakowanie na dziewiętnastodniowy wyjazd z namiotem i plecakami, podczas którego wszystko co mamy będziemy po prostu nosić na własnych plecach. I o ile miejsce w samochodzie jest w oczywisty sposób ograniczone, w tym ostatnim przypadku będziemy o tę ograniczoność dbali ze szczególną troską. Wystarczą dwie koszulki, czy jednak wziąć trzy? Który polar, jaką kurtkę, ile par skarpetek – każde 10 deko robi różnicę. 
Naprawdę lubię się pakować. Samo pakowanie nie jest oczywiście jakąś szczególnie fajną czynnością, ale zwiastuje podróż, a tę lubię bardzo. Nie jestem jakimś wielkim podróżnikiem, ani nawet średnim, ale trochę jednak się przemieszczam. I zawsze trzeba się spakować. Jest w tym coś niezwykłego dla mnie. Żadne wielkie przeżycia, ale ta konieczność wybrania kilku czy kilkunastu potrzebnych rzeczy, spokojne przemyślenie okoliczności, na które mogę natrafić i tych, które jednak raczej się nie wydarzą, ma w sobie coś porządkującego więcej niż tę jedną walizkę czy plecak. Na mnie działa uspokajająco. Mam swoje własne sposoby na spakowanie (i nie zapomnienie) ważnych rzeczy, odpowiednią listę na różne okazje, która mi pomaga i… Męża, który czasem mi doradzi. Albo tylko cierpliwie wytrzyma moje bieganie po całym domu :).
Bardzo lubię poukładane rzeczy, stan, w którym wszystko ma swój cel, swoje przeznaczenie i miejsce. Świeżo spakowana walizka jest idealnym tego przykładem. Niestety, albo może właśnie na szczęście ogólnie w życiu raczej nie często z tym stanem się spotykam. Ale i w dość szalonej codzienności trzeba wybierać. Co biorę a czego nie, o czym myślę, a czemu pozwalam odpłynąć, na czym się skupiam, a co odpuszczam, z kim rozmawiam, czego pragnę. Świat, w którym żyjemy to świat nadmiaru i konieczności wielu wyborów. Czasem są to wybory trywialne jak kolor sukienki, a czasem ważne jak cała reszta życia. Ale możliwości jest ogrom. I wybrać w końcu zawsze trzeba. No… w sumie można zostać z otwartą wciąż przekopywaną szafą i walizką w przedpokoju, ale to chyba wybór najgorszy z możliwych. 
Pakowanie się na kolejny wyjazd to takie trochę ćwiczenie – co jest dla mnie ważne, z czego mogę zrezygnować a z czego jednak nie, a co chcę mieć przy sobie bo po prosu lubię? 
Udanego pakowania 🙂