Kolejny odcinek. Chyba ostatni. Ale kto wie? Dzisiaj o tym jak rozmawiać kiedy nie chodzi o grzanki, o sposób smarowania chleba masłem, grubość naleśników, sposób parkowania ani ścielenie (lub nie) łóżka. Jakkolwiek nasza codzienność składa się w ogromnym stopniu z takich właśnie -nomen omen – codziennych spraw, to jednak zdarzają się w naszych związkach sprawy o wiele poważniejsze. Prawdą jest, że czasem spory, kłótnie i przeróżne frustracje związane z tymi właśnie drobiazgami wcale nie stanowią sedna problemu, a wskazują właśnie na jakieś głębsze, nierozwiązane sprawy. Nie zawsze tak jest. Czasem, a nawet dość często jesteśmy po prostu przyzwyczajeni, że „tak się robi” i jak ktoś robi inaczej, to zwyczajnie nas irytuje, wytrąca z dobrze znanego poczucia pewności, rutyny, i okazuje się, że rzeczy nad którymi nawet się nie zastanawiamy, „bo przecież oczywistym jest, że…”, przemyśleć jednak trzeba. To bywa niewygodne, bywa frustrujące i kiedy spotykamy Drugiego, a ten jak wiadomo jest Inny – trzeba być na tego rodzaju zmagania gotowym i naprawdę niekoniecznie za każdym razem chodzi o coś głębszego. Nie doszukujmy się głębi, nie badajmy naszych najdrobniejszych emocjonalnych niuansów, bo zamęczymy siebie i Drugiego. Być może warto przeprowadzić rozmowę, podczas której ustalimy, że jest miedzy nami szczerość i zdecydujemy, że wierzymy sobie nawzajem w głupotach. To, że sobie wierzymy, jest między nami szczerość to oczywiście jasne i dawno ustalone, ale kiedy jedno z nas mówi, że nic innego nie miało na myśli, że naprawdę po prostu lubi te grzanki bardziej przypieczone i to nie znaczy, że uważa tak naprawdę, że wszystko robisz źle, że nie kochasz i że ci nie zależy – czasem sami się nakręcimy i… wierzyć w tę szczerość bywa trudno.
No więc warto ustalić odgórnie, że dajemy sobie prawo do powiedzenia „nie nie chodzi o Ciebie, tylko o stopień przyrumienienia grzanki/mam dziś zły dzień/deszcz pada i rozwalił mi plany na dziś/nie lubię zielonego koloru/brakuje mi magnezu*
I wierzymy, gdy Drugi coś takiego mówi.
„Kochanie, tak, wszystko mnie irytuje, obiad mi nie smakuje, najlepiej wyjdź z pokoju ale nie chodzi o Ciebie. Jestem zmęczony, niewyspany i muszę posiedzieć sam. Kocham Cię i dam znać jak mi przejdzie”
„Kochanie, wkurza mnie jak to robisz, w ogóle wszystko mnie dziś wkurza. Bardzo Cię kocham, ale dzisiaj to nie jest mój dzień. Jakoś ze mną wytrzymaj. (łzy)”
Nie jest to całkiem łatwe i wychodzi zwykle dość nienaturalnie, nawet bardzo nienaturalnie, bo kiedy powstrzymując emocje mówimy coś takiego, czujemy się jak aktorzy, ale fantastycznie działa. Można opanować swoje emocje, powiedzieć o nich i znaleźć strategię przetrwania. I można nabywać w tym wprawy.
Żeby było jasne – nie chodzi o to żeby się oszukiwać. Czasem z różnych powodów to co Drugi robi wkurza nas do granic, ale oprócz emocji mamy też wolę i jeśli mówimy, że miłość to wybór a nie emocje to właśnie tak się tego wyboru dokonuje. Wybieram Ciebie. Kropka.
Ale czasem jednak nie chodzi o te nieszczęsne grzanki, tylko w naszym związku pojawia się prawdziwy problem, albo odkrywamy ten, który jest z nami już dość długo. Albo nawet zawsze był.
Co wtedy?
Rozmawiaj, rozmawiaj i za wszelką cenę rozmawiaj.
Czasem to wcale nie jest łatwe, ale naprawdę nie ma innego sposobu na to, by dowiedzieć się o co chodzi. Jasne, trzeba uważać, żeby nie przegadać sprawy, bo bywa i tak, że dla niektórych rozmawianie o problemach staje się alternatywą ich rozwiązywania. Ale bez rozmowy po prostu się nie da.
To nie jest umiejętność, z którą się rodzimy, ale możemy się tego nauczyć. Oczywiście chodzi o słuchanie i mówienie :). Jest mnóstwo poradników efektywnego słuchania i mówienia tak, aby rozmówca usłyszał, ale niestety (a może właśnie na szczęście?) one z definicji nie działają. Owszem, można się z nich dowiedzieć wielu ciekawych i słusznych rzeczy, ale kluczowe są w całym procesie rozmawiania dwie rzeczy. Po pierwsze – o wiele ważniejsze od wszystkich technik wziętych razem i z osobna jest serce i rozum. Chodzi w dużym skrócie o to, że jeśli nie jesteśmy prawdziwie, głęboko zatroskani, to żadne techniki i skuteczne sposoby najprawdopodobniej nie zadziałają. Z samym sercem lub z samym rozumem rozmawiać się po prostu nie da. Wychodzi albo histeria lub sentymentalizm, albo bezduszność i wyrachowanie. A trzeba znaleźć rozsądek i współczucie. Mądrą miłość. Z tym zastrzeżeniem warto jednak o kilku zasadach pamiętać (i czytać mądre książki). Bo nawet największą miłość, troskę i chęć pomocy jakoś jednak wyrazić trzeba. I wracamy do tego, ze jesteśmy skazani na komunikację :).
Podkreślę raz jeszcze – szczerość. Mamy wszyscy jakąś tajemną moc do wykrywania fałszu i kiedy okazuje się, że intencje naszego rozmówcy nie są do końca czyste, chce coś ugrać, całe godziny dobrych rozmów mogą w ułamku chwili wziąć w łeb. Zanim więc zabierzesz się za rozmowę w związku, zbadaj swoje serce i bądź uczciwy/uczciwa. Mów to o co ci naprawdę chodzi. Jasny, jednoznaczny komunikat zawsze jest lepszy niż kombinowany, zawoalowany przekaz, którego przynajmniej części (której?) trzeba się domyślać. Powszechnie panująca wiara w to, że osoba, która kocha powinna się sama domyślić to jakaś potworna bzdura! Niby jak się ma domyślić? Miłość to miłość, a dar jasnowidzenia to dar jasnowidzenia. Nie mają ze sobą żadnego związku! Może raczej jak kochasz, to powiedz!
Weź głęboki oddech, upewnij się, że masz serce i rozum we właściwych miejscach, przygotuj się i rozmawiaj. Tylko jak się przygotować? A może w ogóle nie warto? Moim zdaniem warto. Jeden temat to przemyślenie sprawy aby w ogóle mogło być jasno i jednoznacznie. No bo jak przekazać zrozumiale coś, czego sama nie rozumiem, z czym się szarpię? Na przykład – jeśli mam problem z zaufaniem z powodu moich życiowych doświadczeń, to różnica miedzy komunikatem A („Na pewno mnie zdradzasz! Wszyscy faceci/wszystkie kobiety są takie same!, Nic więcej nie mogę się po tobie spodziewać!” Aaaaaa!) a komunikatem B (Mam straszny bałagan w głowie. Bardzo chcę ci ufać i okazywać to zaufanie, ale ciągle czuję coś zupełnie innego. Potrzebuję czasu, żeby sobie to poukładać) jest kolosalna, a tymczasem komunikat ten może wyrażać dokładnie to samo.
Znajdź czas i miejsce. To zadziwiające jak okoliczności zupełnie zewnętrzne wpływają na nasze rozmowy. Niekoniecznie rozmawiajmy więc na ważne tematy między obiadem a drugim daniem, rano podczas śniadania, gdy wszyscy się spieszą, w tramwaju, gdzie każdy może usłyszeć i tak dalej, i tak dalej. Rozumiemy, ale i tak zaczynamy… Warto wtedy przełożyć rozmowę na później (i do niej wrócić rzeczywiście).
Łatwo napisać… Mówienie o trudnych sprawach jest …trudne. Ale trud ten warto podjąć.
Z życia wzięte:
Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce… No przesadziłam. Galaktyka była ta sama. Ale dawno było. Jakieś dwie epoki temu, kiedy byliśmy młodziutkim małżeństwem, mieliśmy do załatwienia ogromne mnóstwo ważnych i nieważnych spraw. Ale nie umieliśmy jeszcze odróżnić jednych od drugich, więc rozmawialiśmy o wszystkich. Dużo, długo i czasem bardzo niezgrabnie. Czasem siedzieliśmy oparci o siebie plecami, bo łatwiej nam było na siebie nie patrzeć, czasem piliśmy herbatę, czasem nie potrafiliśmy jej przełknąć. Bywały łzy. Po obu stronach. Bywały przegadane noce, po których jedno z nas przebierało się i szło do pracy na ranną zmianę a drugie brało sześć chłodnych pryszniców w ciągu przedpołudnia (nie mogło pić kawy, bo karmiło) i opiekowało się wyspanym niemowlęciem. Czy byliśmy wyspani? – oj, nie! Czy było łatwo? – nie zawsze. Ale w końcu zawsze się dogadywaliśmy. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to jedna z najważniejszych tajemnic naszego sukcesu 🙂 Porozumienie się buduje, wykuwa a nie dostaje.
*tu coś o czym już pisałam – czasem, a nawet często podstawowym źródłem naszych problemów jest brak wystarczającej ilości snu, odwodnienie, za dużo cukru/kawy/, za mało magnezu etc. Jeśli jesteś człowiekiem permanentnie niezadowolonym, zirytowanym, zdołowanym i wszystko cię rozżala albo wkurza, a nie jesteś w ciąży, to może warto iść do lekarza. Jak jesteś w ciąży, to pewnie chodzisz.