Zdjęcie użytkownika Joanna Żydek.

No i mamy czwarty stycznia. Kolejny rok za nami i… kolejny przed nami. Jesteśmy znów starsi i (oby) mądrzejsi. Jeszcze trochę przejedzeni poświątecznie, trochę wciąż lekko oszołomieni sylwestrowymi fajerwerkami, usiłujemy wrócić na stare tory codzienności, a żeby nie było tak całkiem przyziemnie, podejmujemy noworoczne postanowienia, które, jak wiadomo, przetrwają z nami najprawdopodobniej gdzieś do połowy lutego w najlepszym razie. Życie…
Jeśli chodzi o mnie, to zaczynam nowy rok powrotem do starego hobby. Otóż robię na drutach. Robiłam kiedyś – było to trochę wymuszone ówczesną sytuacją; jeśli chciałam mieć jakiś oryginalny ciuch, trzeba było go sobie …zrobić. No więc robiłam.
Teraz, po dość długiej przerwie, wróciłam do starej zabawy. Tak naprawdę to wróciłam na początku grudnia, ale jeszcze o tym nie pisałam :P. Fajne to. Można robić coś, co się lubi i mieć jeszcze dość konkretne tego efekty w postaci czapek, szalików, chust i sweterków. No i kilka osób zadało mi ostatnio pytanie, które bywa zadawane chyba dość często każdemu, kto coś robi. Cokolwiek. Nawet coś tak trywialnego jak szydełkowanie czy robienie na drutach (no bo jednak wielkie sprawy czy działania toto jednak nie są) – chce ci się??? 
No i to jest właśnie moje noworoczne postanowienie – będzie mi się chciało; no i nie tylko do połowy lutego :P. I nie tylko robić na drutach, oczywiście. No bo jak przeraźliwie smutny i szary byłby ten kolejny rok, gdybym robiła tylko to na co naprawdę mam akurat ochotę, albo to, co zrobić naprawdę muszę?
Doszłam ostatnio do wniosku, ze najciekawsze i najbardziej wartościowe rzeczy są gdzieś pomiędzy tymi dwoma. Rzeczy, które, z różnych powodów CHCĘ robić. Bo są potrzebne, bo są dobre, właściwe, bo należy je zrobić, bo są piękne, bo warto, bo… chcę.