Upał.
Gdzie się człowiek nie ruszy, słyszy: „Ale gorąco!”, „Nie da się wytrzymać”, „Wściec się można”. W mieście 27 st. Celsjusza. Niby żaden wielki upał ale wystarczy do narzekania na pogodę i włączania, gdzie tylko się da, klimatyzacji na 19 stopni. Warto zaznaczyć, że zimą jest ona zwykle ustawiona na co najmniej 23 stopnie Celsjusza. Ciekawe dlaczego…
Nie przeczę, że upał w mieście jest zasadniczo mniej przyjemny niż upał na wczasach nad morzem, ani nie chcę być niewrażliwa na osoby chore czy starsze, którym wysokie temperatury rzeczywiście potrafią dać się we znaki. Ale ostatnio to wcale nie one najbardziej na letnią pogodę narzekają.
Wiadomo, że podczas upałów powinno się dbać o swoje zdrowie – odpowiednia ilość płynów, kremy z filtrem, nakrycie głowy etc. Ale słuchając tego zbiorowego narzekania, występującego w dodatku tuż po zeszłotygodniowym narzekaniu z cyklu „15 stopni! Co to w ogóle za lato?” mam wrażenie, że cała sprawa jest nieco większa i ma duży związek z wszechogarniającym nas pędem do osiągnięcia pełnego komfortu. W ogóle nie powinno być nam nie-idealnie.  I do tego dążymy. W ogóle społeczeństwa panuje coś w rodzaju alergii na niewygodę, trud i wysiłek.

  • 17 – 20 stopni Celsjusza, bo nie ma nam być ani za zimno, ani za ciepło,
  • regularne pory posiłków, bo nie lubimy czuć pustki w żołądku,
  • wszystkie towary powinny być w szerokim asortymencie i na jednym miejscu, bo nie chcemy pokonywać kilometrów przy robieniu zakupów
  • w ciekawe miejsca powinny prowadzić asfaltowe drogi, aby łatwo było w nie dotrzeć
  • w hotelach na całym świecie powinno być porządne europejskie jedzenie
  • i centrum handlowe…
  • …koniecznie z ruchomymi schodami, bo przecież piechotą? po schodach?
  • a, i leki mają „pomagać natychmiast” i być na wszystko
  • i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej….

Absolutnie nie jestem zwolennikiem celowego utrudniania sobie życia. Piorę w pralce a nie nad strumieniem, mam odkurzacz, zmywarkę do naczyń i żelazko. Jeżdżę samochodem, mieszkam w mieście i „100 Thing Challenge” jest zdecydowanie nie dla mnie. Jako zbieracz, prawdopodobnie spokrewniony z Hobbitami, mam mnóstwo rzeczy i bardzo je lubię. Ale nieakceptowanie niewygody potęguje ją znacznie. Gdzieś jest granica. Nie chciałabym spędzić życia na unikaniu wysiłku i niewygód, czy usuwaniu kurzu z moich rzeczy miękką szmatką. Trochę to za mało na cel w życiu.
Jeśli uda się nam osiągnąć upragniony stan wygody doskonałej, nasze życie stanie się nieznośnie nudne.
Żadnego wysiłku, żadnych wyzwań. Nawet temperatura idealna.
Tylko gdzie satysfakcja? Gdzie długi, chłodny wieczór po upalnym dniu spędzony z przyjaciółmi?
Najlepsze chwile w moim życiu były w jakiś sposób zawsze związane z wysiłkiem, najpiękniejsze widoki, okupione wysiłkiem zdobywania szczytu.
Nawet truskawki najsłodsze są, kiedy dojrzewają w gorącym, czerwcowym słońcu. Kiedy jest komfortowa dla człowieka pogoda, truskawki są „takie sobie” 🙂

,